Ten post będzie o psie, dzięki któremu poznałam masę wspaniałych ludzi, nauczyłam się co to znaczy współpraca z psem...
Nero...
Był w typie spanielka, taki o jakim zawsze marzyliśmy...Tak bardzo przypominał nam poprzedniego psiaka, który też był w typie, też czarny, o takim samym imieniu... I zginął w ten sam sposób (fatum?).
To z Nerkiem spędziłam cudowne 2 tyg w Rynie, wśród ludzi tak samo zbzikowanych na punkcie psów, to z nim wraz z Kasią i Naną przemierzaliśmy pół Wawy w poszukiwaniu jednego sklepu, z nim spędzałam długie godziny na nauce sztuczek. Uczyliśmy się wzajemnie- on uczył mnie cierpliwości, ja próbowałam uczyć go sztuczek.
Fakt, czasami byłam zła na tego psa, wkurzałam się o byle co...
Teraz z perspektywy czasu widzę jakie to było głupie...
Ten pies był niemalże idealny...
Był...
29.05.11... Nie zapomnę tej daty...
Dzień jak co dzień...
Pobudka, szkoła... A po szkole okropna wiadomość- Nerka potrącił samochód...
Nie ma go już...
Nie wiem jak przetrzymałam tamten dzień...
To była jakaś wielka masakra... Wszystko go przypominało, wszędzie jeszcze były jego rzeczy...
Po kilku dniach, żeby nie myśleć o tym zaczęłam przeglądać ogłoszenia o psach...
Może to było trochę egoistyczne ale choć na chwilę mogłam o tym wszystkim zapomnieć, oderwać się...
Dziś mija rok.
Staram się wspominać go z uśmiechem, choć czasami bywa ciężko.
Nero na pewno mnie zmienił, nigdy go nie zapomnę...